W upalne dni muszę mieć dzbanek zimnego kompotu w lodówce. Wiedza, że jest w pogotowiu, pozwala mi przetrwać żar lejący się z nieba. Nie ważny jest jego skład. Liczy się aromat i owocowy kwaśno-słodki smak. Kompot robię na przysłowiowe "oko". Jeśli wyjdzie zbyt owocowy, to po wrzuceniu kostek lodu zmniejsza się jego intensywność. Nutka słodyczy mile widziana, więc na 3 litry wody dodaję 2-3 łyżki (w zależności od owoców) brązowego cukry, dwie gałązki stewi lub 2-3 łyżki miodu (po lekkim przestudzeniu płynu). Czasem przełamuje smak owoców miętą, melisą lub lawendą, co podkręca orzeźwiające działanie kompotu. Owoce na kompot nie muszą być idealne. Małe jabłka ze starej, wyrodzonej jabłoni, nieidealne gruszki z zapomnianego przez właściciela drzewa czy niewielkie mirabelki z dziko rosnącego drzewa też się nadają. Poza miastem, z dala od dróg i przemysłu z powodzeniem można znaleźć owoce na kompot. Nie pryskane i za free, ewentualnie za uśmiech :)
Głównym bohaterem dzisiejszego kompotu jest aronia. Kolejny owoc "zza płota". Zerwana prosto z krzaka jest cierpka i ma bardzo intensywny smak, dlatego dla równowagi dodałam kilka jabłek w stosunku 2:1
Składniki:
- 3 litry przefiltrowanej wody
- 300-400 gram aronii
- 4 małe jabłka
- 2 łyżki brązowego cukru
Przygotowanie:
Zagotować wodę z cukrem. Wrzucić do gotującej się wody jabłka pokrojone na ćwiartki z usunietymi gniazdami nasiennymi i chwilę pogotować do momentu, jak jabłka zaczną się lekko rozpadać. Pod koniec gotowania wrzucić aronię i po ok 3 min wyłączyć palnik. Przykryć pokrywką i poczekać ok godziny aż kompot nabierze aromatu.
Pić schłodzony, myśląc o pochłanianych właśnie w dużych ilościach antyoksydantach. Na zdrowie i na młodość :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz