piątek, 17 stycznia 2014

nie tylko szpinak...

Zima nie przestaje mnie zadziwiać.
Przyzwyczaiłam się do szpinaku na grządkach.
Ze zdziwieniem obserwuję gotowe do wystrzelenia pączki liściowe i kwiatowe.
Pobudzony wiosennie kot pozwala na śmielsze zaglądanie w prognozy pogody.
Miłym zaskoczeniem jest kwitnąca od grudnia zakwitła machonia.
Ale przebudzony motyl, to już wymyka się wszelkim normom.

fot. zrobione 17.01.1914







piątek, 10 stycznia 2014

styczniowy szpinak

Dziś nie będzie o gotowaniu, ale szpinaku.
Miał być na wiosnę, ale aura pogodowa sprawiła, że wyrósł późną jesienią.
I nadal rośnie.
Powoli, tuż przy ziemi, wcale nie pod osłoną.
Rośnie.
W takim miejscu warzywnika, gdzie zimowe, świecące nisko na horyzoncie słońce prawie nie dociera.
A on rośnie!
 
I takiej witalności w nowym roku życzyłabym sobie i Wam, którzy to czytacie.





Póki co nie piszę i jeszcze przez jakiś czas pisać nie będę. Czas pracy nastał, przyjemności na bok, na później. Na nie przyjdzie jeszcze czas. 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

adżabsandali, czyli gruziński "jednogarnkowiec"

Do Wardzi dotarliśmy późnym popołudniem. Turyści docierają tam z reguły taksówką, zwiedzają skalne miasto i wracają z powrotem tą samą taksówką (kierowcy cierpliwie czekają). My postanowiliśmy przenocować w Wardzi w polecanej w Internecie "agroturystyce". Niestety, żaden z czterech domów we wsi nie był szukanym przez nas miejscem noclegu. Pracujący przy budowie pensjonatu panowie zainteresowali się dwójką zagubionych turystów. Nie wiedzieli nic o poszukiwanym przez nas panu X, ale zaproponowali, że możemy przenocować u nich. Jedyną naszą opcją był nocleg w szopie przy gorącym źródełku, więc przystaliśmy na propozycję. Nasi gospodarze mieszkali w urokliwej wsi na wzgórzach, gdzie kończyła się droga. Miejsce to zdawało się zapomniane przez świat i zagubione w czasie, o czym zaświadczał portret towarzysza Stalina na ścianie miejscowego sklepu i wielkie liczydło, na którym rachował tamtejszy sprzedawca oraz zaśniedziały pomnik bohatera wielkiej wojny ojczyźnianej. 

Niestety zostaliśmy w tym miejscu tylko na jedną noc. Żałowałam głównie ze względu na wyśmienitą kuchnię, którą raczyła nas gospodyni. Świeże warzywa i owoce wprost z ogrodu, a do tego mleko od krowy (której nie udało mi się wydoić) i domowe wyroby mleczne. Jeden z dwóch najlepszych noclegów w Gruzji.

Dzisiejsza potrawa jest próbą odtworzenia tego, co dostaliśmy na śniadanie. A stąd wiem, że to, czym gospodyni uraczyła nas z rana (a chwilę wcześniej jego składniki rosły jeszcze w ogródku i pomagałam jej zrywać/zbierać) nazywa się adżabsandali.






 Potrzebne:
- 2 średniej wielkości cebule
- 400-500 gram ziemniaków
- 1 duży bakłażan
- 1 puszka pomidorów w zalewie (a w sezonie pomidorowym 5-6 pomidorów)
- pęczek natki pietruszki
- 2 ząbki czosnku
- po 1/2 łyżeczki słodkiej i ostrej papryki (u mnie chili mielone), kminu rzymskiego
- sól, pieprz - do smaku
- olej do smażenia

Cebulę kroję w półpiórka i wrzucam na rozgrzany olej. Dokładam ziemniaki pokrojone w ćwierćtalarki i podsmażam. W międzyczasie kroję bakłażana w ćwierćtalarki, solę i odstawiam na ok 15 minut. Do garnka dodaję pomidory z puszki wraz z sokiem, pokrojony grubo czosnek i całość duszę pod przykryciem. Bakłażany wycieram ręcznikiem i smażę osobno na patelni. Gdy się lekko zezłocą dorzucam je do garnka z pozostałymi składnikami, sprawdzając uprzednio, czy ziemniaki zmiękły. Bakłażany mogą być słone, dlatego całość doprawiam solą dopiero po połączeniu wszystkich składników. Dodaję pozostałe przyprawy i duszę pod przykryciem ok 5 minut, aby bakłażany wchłonęły sos. Podaję z poszatkowaną natką pietruszki.    






sobota, 30 listopada 2013

zupa wielofasolowa w stylu meksykańskim


Nigdy nie wiadomo, skąd przyjdzie inspiracja do kolejnego dania. Kilka dni temu na profilu koleżanki, która mieszka obecnie w Nowym Jorku, pojawiło się zdjęcie wielkiego worka opisanego jako "16 bean soup mix". Koleżanka zawadiacko podpisała zdjęcie pytaniem "a ty z ilu rodzajów fasoli gotujesz zupę?". Potraktowałam to jak wyzwanie :) Dodatkowo popadłam w nostalgię, przypominając sobie regionalne półki w nowojorskich supermarketach spożywczych, gdzie niezmiennie moją uwagę przyciągał regał z produktami kuchni południowoamerykańskiej. Decyzja zapadła - gotuję zupę fasolową w stylu meksykańskim!

Potrzeba:
- 300-400 gram mieszanki fasoli różnych gatunków (u mnie było ich 7 rodzai w trzech kolorach i różnej wielkości)
- woda 
- olej do smażenia
- 2 cebule
- 2 marchewki
- 2 łodygi selera naciowego (ewentualnie nać selera bulwiastego)
- puszka pomidorów w zalewie
- 1 listek laurowy
- 3-4 kulki ziela angielskiego
- 2 łyżeczki soku z cytryny
- 1 łyżeczka syropu z agawy (można zastąpić cukrem)
- 1 łyżeczka suszonego oregano
- 1 ząbek czosnku
- 1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
- 1/2 łyżeczki suszonej papryczki chili
- 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
- 1/4 łyżeczki ziaren kolendry
- sól, pieprz do smaku
- do podania 1 pęczek natki kolendry (można zastąpić natką pietruszki)

Fasolę zalałam dwa razy większą ilością wody niż wynosiła objętość fasoli i zostawiłam na kilka godzin do namoczenia (najlepiej na całą noc). Jeśli chce się ten proces przyspieszyć, można zalać fasolę wodą w temperaturze około 60 stopni. Po namoczeniu odlałam wodę, zalałam świeżą, dodałam listek laurowy, ziele angielskie i zagotowałam fasolę. Można ją ugotować do miękkości, a jeśli ma się czas, to lepiej pozostawić ją do wystygnięcia i dopiero później ugotować do miękkości. Zagotowanie fasoli i pozostawienie jej w gorącej wodzie skraca później czas jej gotowania. W osobnym naczyniu zeszkliłam na oleju posiekaną cebulę i pokrojone w kostkę marchewkę i selera, po czym dodałam je do ugotowanej fasoli. Pomidory z puszki zmiksowałam i dodałam do garnka. Jeśli zupa byłaby za gęsta, można dodać wody. Posoliłam, doprawiłam przyprawami, sokiem z cytryny, syropem z agawy i chwilę gotowałam. Pod koniec dodałam oregano i przeciśnięty przez praskę czosnek. Na talerzu serwowałam z posiekaną natką kolendry. Uwaga - nie znosi ona dobrze wysokich temperatur, więc należy ją dodać już na talerzu, a nie wrzucać do garnka.  






poniedziałek, 18 listopada 2013

wstrząśnięta, nie zmieszana - sałatka ze szpinaku, batata i cykorii



Kolorystycznie to jesień na talerzu. Blednąca zieleń (traw), ognisty pomarańcz (liści), i złamana biel (mgieł o poranku). Gdyby zastąpić batata dynią i odjąć awokado byłoby sezonowo i całkiem lokalnie. Ale miałam ochotę na pieczone bataty, które darzę dużym sentymentem. Więc wyszło jak u amerykańskiej panny młodej - coś swojego (szpinak, cebula, orzechy), coś polskiego (cykoria), coś importowanego (bataty, awokado). Rzadko kupuję produkty spożywcze, które przemierzają ocean, ale dla niektórych robię wyjątek, bo nie da się ich niczym zastąpić, a do tego są bardzo zdrowie - patrz awokado.

Na 4 porcje:
- 2 duże bataty (można zastąpić dynią)
- 4 garści młodego szpinaku (typu "baby")
- 1 dojrzałe awokado
- 1 czerwona cebula
- 2 cykorie
- 2 garści orzechów włoskich (ilość po wyłuskaniu)
- oliwa
- olej do pieczenia
- ocet balsamiczny
- sól, pieprz

Bataty obieram i kroję w kostkę (ok. 1 cm x 1 cm), skrapiam olejem, solę, wstawiam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i piekę około 35 minut (do miękkości). Po 10 minutach do piekarnika wstawiam przekrojone na 4 części, skropione olejem i posolone cykorie, piekę je około 20-25 minut. W trakcie pieczenia raz mieszam bataty, a cykorie obracam. Po wstawieniu warzyw do piekarnika obieram cebule, kroję w cienkie krążki, solę, zalewam octem i zostawiam na 20-30 minut. Po upieczeniu warzyw wyjmuję cebulę z zalewy i mieszam z batatami.  Szpinak płuczę, odsączam. Warzywa układam na talerzu, jak na załączonych zdjęciach. Awokado obieram, kroję w wąskie paski i układam na szpinaku. Pozostawiony po marynowaniu cebuli ocet mieszam z oliwą, solę i polewam nim warzywa na półmisku. Orzechy zgniatam i posypuję nimi warzywa. Na koniec całość oprószam świeżo zmielonym pieprzem.



niedziela, 10 listopada 2013

pieczone gęsie nogi (w cydrze, z jabłkami, doprawione majerankiem i tymiankiem)



Nie będę oryginalna - gęsina na św. Marcina. Zgrabne hasło, chwytliwe, rymuje się, więc uległam, zwłaszcza, że się rymuje ;)

Potrzebne:
- 2 nogi gęsie
- 1,5 jabłka (u mnie duże złote renety)
- 2 małe cebule (u mnie czerwone)
- 3/4 szklanki cydru (u mnie wytrawny)
- 1 łyżeczka majeranku suszonego
- 1 łyżeczka tymianku suszonego
- sól 

Nogi natrzeć solą i włożyć do naczynia do zapiekania z przykrywką. Obok ułożyć obrane i pokrojone w ćwiartki jabłka i cebule. Posypać majerankiem i tymiankiem, dolać cydr. Wstawić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i piec - najpierw skórą do dołu, po godzinie obrócić nogi skórą do góry, a po kolejnej godzinie odkryć pokrywkę i piec ok 30 min do zrumienienia się skóry.

Po upieczeniu wyjąć nogi. Na dnie naczynia zostanie płyn - na wierzchu tłuszcz wytopiony z mięsa, pod nim odparowany cydr, rozpadnięte jabłka i cebule. Tłuszcz zlać do słoiczka i zachować. Przyda się np. do odsmażania nogi na drugi dzień (oczywiście, jeśli zostanie jakaś :) ). To, co zostanie na dnie naczynia przetrzeć przez gęste sito i w razie potrzeby odparować lub rozrzedzić (np. sokiem z jabłek). W ten sposób uzyskamy aromatyczny sos do mięsa.  


 





czwartek, 7 listopada 2013

zupa dyniowa nr 2 (z soczewicą i kapustą pak choi)



W tym roku po raz pierwszy doczekałam się dyni "hokkaido". Urosły z zebranych w ubiegłym roku ziarenek. O dziwo, pomimo tak dużej popularności dyni tej odmiany, trudno kupić jej nasiona. Łatwiej było o fioletową marchew niż o "hokkaido". Ale się udało. Niestety, z każdego krzaczka tylko po jednej sztuce, dlatego, wyhodowane egzemplarze traktuję z namaszczeniem i rozważnie używam ;)

Od jakiegoś czasu chodziła za mną zupa dyniowa z soczewicą. Myślałam o dodaniu do niej pomidorów, ale po przeglądzie lodówki padło na kapustę pak choi. Efekt końcowy mile mnie zaskoczył. 

Potrzebne:
- 1 mała dynia "hohhaido" (egzemplarz ok 800 gram)
- 2 średniej wielkości cebule
- 2 marchewki
- 1 pietruszka
- ok 1,5 -2 litrów wody (bulion warzywny nie jest konieczny, ponieważ zupa zawiera dostateczną ilość aromatycznych warzyw)
- 0,5 szklanki soczewicy
- 1 szklanka pokrojonej w paski kapusty pak choi (u mnie było to ok 10 sztuk młodych kapustek), można zastąpić szpinakiem
- 2 małe ząbki czosnku
- 1 listek laurowy
- olej do smażenia
- przyprawy do smaku: papryka słodka, chili w płatkach, pieprz, imbir suszony (szczypta), kmin rzymski, kolendra, gałka muszkatołowa, kurkuma
- sól
- pęczek natki kolendry lub pietruszki

Cebulę pokroić, posolić i zeszklić na oleju. Dodać pokrojoną w niedużą kostkę dynię, marchew i pietruszkę i podsmażyć. Zalać wodą (tak, aby zakryła w całości warzywa), dodać listek laurowy i gotować aż warzywa zmiękną, po czym zmiażdżyć je tłuczkiem do ziemniaków. Dodać soczewicę i gotować chwilę, aby zmiękła. Pod koniec gotowania dodać pak choi, posiekany czosnek i doprawić do smaku wymienionymi powyżej przyprawami. Na talerzu posypać natką pietruszki i/lub kolendry.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...